środa, 3 sierpnia 2016

Część V - Zwyczaje, obyczaje i kultura mieszkańcow wsi Krowinka z lat dawniejszych, aż do 1939 roku.

Jak już wcześniej pisałem, w części I-szej mojego blogu, ludnością rdzenną byli Polacy, Rusini (Ukraińcy) i Żydzi, przy czym Polacy i Rusini ilościowo prawie byli po połowie. Z tego powodu, niemal w każdej rodzinie dochodziło do zawierania małżeństw mieszanych. Istniał zwyczajowy warunek: jeśli Polak brał za żonę Ukrainkę, to ślub odbywał się w cerkwi, odwrotnie - gdy Ukrainiec żenił się z Polką, ślub odbywał się w kościele. Chrzest dzieci również zależał od pochodzenia rodziców. Jeśli matką była Polka, dziewczynkę chrzczono w kościele, chłopca zaś w cerkwi. Podobne zasady obowiązywały, gdy matką dziecka była Ukrainka.

    W rodzinach mieszanych Święta Bożego Narodzenia, Wielkanoc i inne święta kościelne, obchodzono w zależności od pochodzenia głowy rodziny - zawsze ojca. Jeśli głową rodziny był Polak, a za żonę miał Ukrainkę, z którą miał sześć córek, to pomimo takiej "przewagi", święta obchodzono w terminach obrządku polskiego. Współżycie rodzin, również mieszanych układało się bardzo dobrze. Wspólnie bawiono się w czasie świąt religijnych i innych rodzinnych uroczystości. Ludność Krowinki była bardzo religijna. Ciekawostką było uczestnictwo we mszach świętych, a mianowicie to, że każdy z małżonków oddzielnie chodził do kościoła - Polacy oraz do cerkwi - Ukraińcy (chociaż każdy mógł uczestniczyć w obrządkach religijnych, tam gdzie chciał).

    O obyczajach można pisać bardzo dużo, opiszę jednak kilka charakterystycznych dla wszystkich rodzin tradycji świątecznych.
    Przed wigilią każdego obrządku, był zwyczaj, że rodziny obchodzące święta, np. Polacy dzielili się posiłkami wigilijnymi z rodzinami ukraińskimi (czego sam doświadczyłem). Posiłki te w postaci różnego rodzaju wypieków, potraw, kutii, itp.(według tradycji w ilości 12 potraw), zanoszone były do ich domów. Następnie, odwrotnie, ze strony rodzin ukraińskich. Był to piękny obyczaj. W Wigilię Bożego Narodzenia, głowa rodziny przynosiła do mieszkania wiązankę słomy żytniej i układała ją na podłodze, najczęściej glinianej. Dzieci z wielką radością rozsypywały słomę po całym mieszkaniu, wrzucając w nią dużo orzechów włoskich i laskowych. Tak rozścielona słoma nazywana była " djiduch" i leżała tak kilka tygodni. W rogu pokoju ustawiano snop żyta lub pszenicy, co miało zapewnić w następnym roku dobre urodzaje. Pod progiem kładziono siekierę, co miało bronić dom od zła.
Po kolacji wigilijnej, dzieci chodziły po domach z tzw. gwiazdą i szopką, składając życzenia i śpiewając kolędy. Starsi organizowali tzw. "Herody". W rodzinach pszczelarskich, w czasie rozścielania "djiducha" podrzucano w górę miodem, by wiodło się w pasiece i pszczoły się dobrze roiły.
O północy dla bydła dawano specjalny kolorowy opłatek i słuchano, o czym one rozmawiają.
Starsi i młodzież starsza wcześniej rozbawiona udawała się o północy na pasterkę. W Nowy Rok istniał zwyczaj siania, dzieci o poranku chodziły z życzeniami po sąsiadach. Polegało to na sypaniu po słomie "djiducha" ziarna zbóż i składaniu życzeń "na szczęście", na zdrowie w ten Nowy Rok, daj Boże byście doczekali na drugi rok". Dzieci znały wiele takich rymowanych życzeń. Każde dziecko, w zależności od zamożności rodziny otrzymywało drobne pieniążki lub ciasto (pierogi pieczone z serem, makiem lub pierniki).
Bardzo wesoło obchodzono Święta Wielkanocne, w czasie rezurekcji strzelano, aż do przesady z robionych przez młodzież i starsze dzieci petard. Dzwony głównie cerkiewne nie milkły przez okres całych świąt. Był taki zwyczaj, że każdy młodzieniec musiał po trochę dzwonić. Mówiono, że to na ogólne szczęście i by dobrze w polu się rodziło, szczególnie zaś gryka.
Dzieci schodziły się na plac przy kościele czy cerkwi i tam wesoło się bawiły. Zabawy te nazywano JAHIŁKAMI.

Nauka i zwyczaje.
Pokolenie mieszkańców było bardzo słabo wykształcone. Zaborcom nie zależało na kształceniu Polaków. Nauka w szkole była nieobowiązkowa, to też starsze pokolenie miało ukończonych dwie lub trzy klasy szkoły powszechnej. To wszystko powodowało, że istniejące różne dobra materialne były niewykorzystane, a mogły przyczynić się do poprawy życia mieszkańców (np. nie wykorzystano w pełni mocy rzeki Gniezna, ani jej rwących dopływów).

Urządzanie wesel i zabaw z nimi związanych.
    Wesela na ogół organizowano w porze wiosenno - letniej, tak by na nich mogli bawić się wszyscy chętni, rodziny i znajomi.
Przed ślubem niektórzy narzeczeni jechali wozem konnym przez wieś i zapraszali na wesele wszystkich napotkanych.
Na ucztę weselną zapraszano tylko najbliższą rodzinę, znajomych i sąsiadów. Zaproszeni na taką ucztę przynosili ze sobą, mężczyzna co najmniej pół litra wódki, a kobieta coś z posiłków (pierniki, galaretę, zwaną "hiszkami"). Wszystkie dary odbierał przy udziale gospodarza starosta weselny i później stopniowo podawano je do stołu. Tego rodzaju zwyczaj powodował, że na weselu bawiło się wiele osób, niejednokrotnie ponad sto. Stoły na posiłki ustawiane były w domu, na podwórzu i w stodołach. Tańce przy skocznej , ludowej muzyce odbywały się poza mieszkaniem na wolnym powietrzu.
Na weselu bawiła się młodzież z całej wsi, a niekiedy również z sąsiednich wsi. Na wesele składały się tańce, śpiewy i różne żarty weselne, np( a wesele nasze,a wesela na godzinę a biedy na zawsze ). Na koniec wesela, poza prezentami darowanymi przez dorosłych, w rytmie marsza młodzież składała młodej parze życzenia i drobną darowiznę pieniężną, zwaną "darowaniem".
Inne zwyczaje.

    Latem, wieczorami, młodzież spontanicznie schodziła się w różne ustronne miejsca, aby wspólnie śpiewać. Ulubionym miejscem spotkań młodzieży, był mostek nad potokiem pośrodku wsi.
W maju organizowano majówki drogą Łoszniowską, do lasu i w pole. Co roku organizowano kilka festynów, na wzór i dzisiaj znany.
W Domu Ludowym i Kooperatywie organizowano zabawy taneczne. Na zabawy chłopcy przychodzili najczęściej sami, a dziewczęta wraz ze swoimi matkami. Matki siedziały na ławkach, pod ścianami sali tanecznej i obserwowały, z kim tańcza ich córki. Zabaw nigdy nie organizowano w czasie postów, ani w piątki. Inaczej bawiono sie w czasie jesieni i zimy. Wówczas odbywały się tzw. tłoki. Były to spotkania dziewcząt i kobiet dla darcia pierza. Gospodyni, która hodowała dużo gęsi i kaczek, nie była sama w stanie przerobić zgromadzonego pierza i zapraszała inne kobiety do pomocy. W czasie darcia pierza, kobiety i dziewczęta śpiewały, a siedzący z boku chłopcy im wtórowali. Przy tej okazji, opowiadano rożne historie. Na koniec oczywiście o duchach, co dawało chłopcom okazję do odprowadzania dziewcząt do domów. Po zakończeniu pracy przy pierzu, która trwała wiele dni, gospodyni organizowała dla wszystkich poczęstunek połączony z zabawą.

    Starsze kobiety spotykały się, aby prząść na wrzecionach nici z przędzy konopnej. Z takich nici po odpowiedniej obróbce tkano płótno na prześcieradła, koszule, letnie spodnie, worki, itp. Mężczyźni, siedząc z boku, rozmawiali i opowiadali rożne historie. Niektórzy grali w karty - nawet na pieniądze. Podczas takich spotkań nie brakowało śpiewów i żartów. Małe dzieci chętnie przysłuchiwały się starszym - tym sposobem, zwyczaje przechodziły na dalsze pokolenia. Zimą dzieci i młodzież spędzały czas na kuligach i jeżdżąc na łyżwach po zamarzniętej rzece. Rzeka zamarzała zawsze, gdyż zimy były bardzo mroźne.

piątek, 15 stycznia 2016

Część IV - Jak prognozowano pogodę, mierzono czas i informowano o zagrożeniach

W tej części opiszę skrótowo o sposobach ustalania czasu dnia i  informacji  o klęskach żywiołowych oraz o zajściach metrologicznych, które sam zapamiętałem  i  doświadczałem we wsi Krowinka do 1939 roku.

Czasy przed i po pierwszej wojnie  światowej powodowały, że mieszkańcy wsi będąc na tzw. dorobku żyli  bardzo skromnie. Uzyskane pieniądze uzyskane za pracę najemną i za sprzedane płody rolne przeznaczali  na odbudowę lub rozbudowę swych gospodarstw lub zakup  ziemi rolnej.

W tym czasie rozwijało się życie kulturalne ; Polacy spotykali się w Domu Ludowym, Rusini -Ukraińcy w Świetlicy przy tzw. Kooperatywie.
Dzieci z całej wsi bez względu na wyznanie korzystały  z Ochronki  ( przedszkola} prowadzonej przez siostry zakonne  zwane mateczkami.
We wsi istniała Parafia  Rzymsko Katolicka, ksiądz  mieszkał we wsi w  plebanii zlokalizowanej blisko kościoła.
Rusini – Ukraińcy chodzili do Cerkwi, w której nabożeństwa sprawował pop dojeżdżający z Trembowli
Dzieci uczyły się w 6 klasowej Szkole Powszechnej. Do klasy 7 i Gimnazjum  trzeba było chodzić do Trembowli.Z przywileju  tego mogły korzystać nieliczne dzieci najbogatszych mieszkańców wsi.   
We wsi nie było elektryczności, ani  wodociągu, co za tym idzie w domach nie było żadnych urządzeń sanitarnych.
W okresie letnim problem z kąpielą rozwiązywała  rzeka  Gniezna. Jesienią i zimą kąpiel odbywała się w dużych miskach i blaszanych baliach.
W 1938 roku rozpoczęto budowę wiejskiej łaźni w centrum wsi nad kanałem spływu wód z lasu i pól.Wybuch II Wojny Światowej  zakończył budowę, w konsekwencji  niedokończony budynek został rozebrany.
W 1938 roku  we wsi były dwa aparaty  radiowe, mieli  je proboszcz i  kierownik Szkoły Powszechnej, u którego po raz pierwszy widziałem radio.
Gazety i książki  były prawie niedostępne , można było je kupić tylko  w Trembowli.
Wiadomości lokalne i powszechne rozchodziły się poprzez przekaz ustny.


Brak dostępu  do radia, znikoma  ilość posiadanych zegarków, powodował trudności w ustalaniu  czasu.
Mieszkańcy szukali  sposobu  na ustalenie czasu poprzez słuchanie  bicia dzwonów, odgłosów  pociągów, lotów ptaków i owadów oraz położenia  słońca.
Czas poznawano przez bardzo dokładnie kursujące pociągi, które zbliżając się do mostu kolejowego jak i do przejść i przejazdów głośno gwizdały co oznaczało jak pamiętam godziny 9.00,13.00 i 20.00.
Gwizd pociągów  słyszalny  był na wiele kilometrów.
Podobnie słychać było  głos bicia dzwonów kościelnych. Istniał zwyczaj dzwonienia o  godz 12.00 i 18.00 na tzw. Anioł Pański.Dzwony biły również przed mszami i  nieszporami  w określonych godzinach.
W oparciu o te sygnały  mieszkańcy przebywający  nawet poza wsią mogli orientować się jaka jest  pora dnia.
Istniejące 3  dzwony cerkiewne na dzwonnicy cmentarnej, używane były podczas pochówku oraz w przypadku  klęsk żywiołowych.
W przypadku pożaru tak w dzień jak i w nocy dzwoniono na alarm  w jedną kryzę dzwonów.
Był zwyczaj, a wręcz obowiązek aby każdy mieszkaniec natychmiast biegł z wiadrem do gaszenia pożaru.
Gdy  w miejscu pożaru brakowało wody formowano  szpaler i podając sobie   wiadra czerpano  wodę z rzeki  lub innego źródła i   w ten sposób gaszono pożar.

SPOSOBY POZNAWANIA ZJAWISK METEOROLOGICZNYCH.

Wiedza o  zajściach meteorologicznych  dla rolników była zawsze bardzo ważna.
Wiązało się to z  odpowiednim zaplanowaniem prac polowych, zbieraniem plonów, suszeniem zbóż i siana oraz ze zwożeniem ich do stodół.
Widoczny  z pól szeroki  widnokrąg ułatwiał mieszkańcom obserwację zjawisk pogodowych w szczególności wschodów i zachodów słońca.
Tak np. jak słonce zachodziło na czerwono, następnego dnia można było spodziewać się wiatru, gdy zachodziło za tzw wał – chmury to przewidywano deszcz  i burzę.
Dosyć dokładnie można było przewidzieć pogodę słoneczną lub deszczową po zachowaniu ptaków i owadów. Po specyficznym  brzęczeniu  much i nasilonym atakowaniu   przez  nie  zwierząt    gospodarskich, oraz  po obniżonym locie jaskółek przewidywano nadchodzące deszcze.Pszczelarze bezbłędnie  poznawali  zbliżający się deszcz  lub burzę po locie pszczół, które uciekały  z pola do uli.Nadchodzącą słotę przewidywały  osoby chore na reumatyzm.
Łatwo można było przewidzieć zmianę pogody po zachowaniu drobiu szczególnie po sposobie piania kogutów.

Tu można przytoczyć znane powszechnie powiedzenie - jak jaskółka lot swój zniża deszcz sie do nas zbliża.